top of page

Wspominki nad kukułczym gniazdem.

            BiaÅ‚e, zalane jarzeniowym Å›wiatÅ‚em korytarze, wydawaÅ‚y siÄ™ ciÄ…gnąć w nieskoÅ„czoność. Która godzina?...CaÅ‚y labirynt korytarzy i ani jednego okna. Co to za miejsce?...Tylko szare, ceramiczne pÅ‚ytki umykajÄ…ce spod kóÅ‚ wózka inwalidzkiego, którym wieźli mnie tam, gdzie wedÅ‚ug nich bÄ™dÄ™ bezpieczna. Kim sÄ… „oni”?...Do miejsca gdzie nic już sobie nie zrobiÄ™, gdzie nikomu już nic nie zrobiÄ™…

​

            To nie byÅ‚a izolatka o miÄ™kkich Å›cianach, pozbawiona okien, z drzwiami bez klamki. To byÅ‚a normalna szpitalna sala chorych z dwoma Å‚óżkami, jedno z nich miaÅ‚o być moje.
Sprężyny mojego Å‚óżka zaskrzypiaÅ‚y pod materacem gdy na nim usiadÅ‚am. Nic. Nie czuÅ‚am nic. Nie wiem jak to możliwe, ale pierwszy raz w życiu po prostu nic nie czuÅ‚am. Nawet pejzaż za grubymi kratami szpitalnego okna nie budziÅ‚ we mnie żadnych uczuć. Åšwierki, zaÅ›nieżone Å›wierki, przyozdobione kolorowymi lampkami, rozÅ›wietlajÄ…cymi mrok feriÄ… barw i odcieni tak, że Å›nieg nie byÅ‚ wcale biaÅ‚y. ByÅ‚am zmÄ™czona. To szpitalne Å‚óżko przytuliÅ‚o mnie tak mocno, że obudziÅ‚o mnie dopiero moje nazwisko, dobiegajÄ…ce gdzieÅ› z oddali.

            – Adelajda Ferenc! Po leki proszÄ™! – DonoÅ›nym gÅ‚osem oznajmiÅ‚a pielÄ™gniarka, stojÄ…ca w drzwiach sali.

            PodniosÅ‚am siÄ™ i podeszÅ‚am do niewysokiej, tÄ™giej kobiety w biaÅ‚ym kitlu, trzymajÄ…cej tacÄ™ z lekami.

            – Adelajda Ferenc? – ZapytaÅ‚a.

            – To ja. – OdpowiedziaÅ‚am.

            Rodzice chyba chcieli mi zrobić na zÅ‚ość, nadajÄ…c mi to imiÄ™. Nigdy go nie lubiÅ‚am. W szkole woÅ‚ali na mnie Ada, w liceum Adela a na studiach już wszyscy mówili mi po prostu Marta, tak miaÅ‚am na drugie…

            – ProszÄ™ wziąć coÅ› do popicia. – ZakomenderowaÅ‚a pielÄ™gniarka.

            – Ale ja dopiero wczoraj…

            – Masz weź mojÄ… wodÄ™. – PowiedziaÅ‚a aksamitnym gÅ‚osem stojÄ…ca za mnÄ… kobieta i podaÅ‚a mi butelkÄ™ wody. – Weź, oddasz jak bÄ™dziesz miaÅ‚a.

            Wzięłam od pielÄ™gniarki kieliszek, przechyliÅ‚am i kilka tabletek wylÄ…dowaÅ‚o w moich ustach. PopiÅ‚am wodÄ….

            – ProszÄ™ otworzyć usta. – ZażądaÅ‚a raczej niż poprosiÅ‚a.

            ZajrzaÅ‚a mi do ust przyÅ›wiecajÄ…c sobie maleÅ„kÄ… latareczkÄ….

            – NastÄ™pna…

​

            PoÅ‚ożyÅ‚am siÄ™ na Å‚óżku. Kobieta o aksamitnym gÅ‚osie, wÅ‚aÅ›nie braÅ‚a leki od pielÄ™gniarki. Jej czarne rozpuszczone wÅ‚osy siÄ™gaÅ‚y poÅ›ladków, gdy przechyliÅ‚a gÅ‚owÄ™ by poÅ‚knąć tabletki. ByÅ‚a mÅ‚oda i zgrabna, w jej rysach byÅ‚o coÅ› z Indianki.
            Po chwili zrobiÅ‚o mi siÄ™ tak jakoÅ› przyjemnie i ciepÅ‚o. Znów o niczym nie myÅ›laÅ‚am, niczym siÄ™ nie przejmowaÅ‚am, to takie przyjemne, takie ciepÅ‚e, takie...
Ponownie odpłynęłam w sen.

            ObudziÅ‚ mnie rumor garnków i talerzy.

​

            – Obiad! Która chce zupÄ™?

            Wózek z naczyniami staÅ‚ w drzwiach a kobieta przypominajÄ…ca kucharkÄ™, przynajmniej z postury, mieszaÅ‚a chochlÄ… w garze wielkoÅ›ci sporego pudÅ‚a na kapelusze.

            – BÄ™dziesz coÅ› jeść? – SpytaÅ‚a, pochylajÄ…c siÄ™ nade mnÄ…, Indianka tym swoim aksamitnym gÅ‚osem.

            PokrÄ™ciÅ‚am przeczÄ…co gÅ‚owÄ….

            – WezmÄ™ ci zupÄ™, może zmienisz zdanie. Musisz coÅ› zjeść, bo ci te prochy dziurÄ™ w żoÅ‚Ä…dku wypalÄ….

​

            ByÅ‚am bardzo sÅ‚aba. Może dlatego, że nie pamiÄ™tam kiedy coÅ› ostatnio jadÅ‚am. Nie byÅ‚am gÅ‚odna. Nie zastanawiaÅ‚am siÄ™ nad tym, że przecież trzeba coÅ› jeść. Ostatnio w ogóle nad niczym siÄ™ nie zastanawiaÅ‚am. Dopiero sÅ‚owa Indianki uÅ›wiadomiÅ‚y mi konieczność jedzenia, jako czynnoÅ›ci fizjologicznej, niezbÄ™dnej do życia. Zaczęła wracać mi Å›wiadomość. Nie w znaczeniu przytomnoÅ›ci, bo wydaje siÄ™, że przytomna byÅ‚am caÅ‚y czas, ale w znaczeniu Å›wiadomego, logicznego rozumowania. Indianka postawiÅ‚a talerz z zupÄ… na szafce przy moim Å‚óżku. Zaczęłam rozglÄ…dać siÄ™ po sali. Na Å‚óżku obok, siedziaÅ‚a Indianka i czesaÅ‚a swoje dÅ‚ugie wÅ‚osy, coÅ› przy tym nucÄ…c. Nie potrafiÅ‚am rozpoznać melodii. NuciÅ‚a jÄ… bardzo cicho, a ja mam upoÅ›ledzony sÅ‚uch, sÅ‚yszÄ™ tylko na jedno ucho. Oskar, mój mąż uderzyÅ‚ mnie kiedyÅ› otwartÄ… dÅ‚oniÄ… w twarz tak mocno że straciÅ‚am sÅ‚uch na lewe ucho. Już wtedy powinnam od niego odejść. Ale potem urodziÅ‚ siÄ™ Mateuszek i nie byÅ‚am już taka pewna. Nawet obiecaÅ‚, że już nie bÄ™dzie mnie biÅ‚. A teraz co? Teraz próbuje odebrać mi wszystko, co do tej pory trzymaÅ‚o mnie przy życiu – Mateuszka, i zrobić ze mnie wariatkÄ™, w dodatku caÅ‚kiem mu to nieźle wychodzi.
            Dwa lata temu dowiedziaÅ‚am siÄ™, że Oskar ma kochankÄ™. SprawdziÅ‚am, miaÅ‚. ByÅ‚a mÅ‚odsza ode mnie i wedÅ‚ug niego pewnie i Å‚adniejsza. BiorÄ…c oczywiÅ›cie pod uwagÄ™ gust mojego męża, zawsze fascynowaÅ‚ go kicz i tandeta. JeÅ›li jego koledzy z kancelarii mieli Jaguary to on też musiaÅ‚ mieć Jaguara i to nowszego, lepiej wyposażonego i z wiÄ™kszym silnikiem. Widocznie koledzy mieli też kochanki…
            Tak naprawdÄ™ nigdy go nie kochaÅ‚am. ByÅ‚am zakochana owszem, zauroczona, ogÅ‚upiaÅ‚a z zachwytu, ale nigdy nie kochaÅ‚am tego faceta. To dotarÅ‚o do mnie jakiÅ› czas temu i musiaÅ‚am coÅ› z tym zrobić. Wtedy myÅ›laÅ‚am, że tak po prostu odejdÄ™. ZabiorÄ™ Mateuszka i odejdziemy od niego. Gdy mu powiedziaÅ‚am, że wiem o jego kochance, i że mam zamiar zabrać Mateuszka i odejść, wpadÅ‚ w szaÅ‚. PowiedziaÅ‚, że nigdy nie odbiorÄ™ mu syna.
I jak bÄ™dzie trzeba, to mnie zabije i tak wszystko zaaranżuje, że bÄ™dzie to wyglÄ…daÅ‚o na samobójstwo. UwierzyÅ‚am mu, w koÅ„cu byÅ‚ prawnikiem, znaÅ‚ siÄ™ na tym. BroniÅ‚ ludzi oskarżonych o morderstwa, być może i o morderstwa wÅ‚asnych żon.
Wtedy w mojej gÅ‚owie urodziÅ‚ siÄ™ plan. PostanowiÅ‚am uÅ›pić jego czujność i pewnego dnia zabrać Mateuszka i uciec. MusiaÅ‚am odÅ‚ożyć trochÄ™ pieniÄ™dzy, tak by siÄ™ nie zorientowaÅ‚. KupowaÅ‚am coÅ›, na przykÅ‚ad sukienkÄ™ za kilka tysiÄ™cy a po tygodniu oddawaÅ‚am jÄ… do salonu a gotówkÄ™ wpÅ‚acaÅ‚am na zaÅ‚ożone w wirtualnym banku konto. Mój mąż nigdy nie interesowaÅ‚ siÄ™ zbytnio na co wydawaÅ‚am pieniÄ…dze. Tak samo jak nie interesowaÅ‚ siÄ™ zawartoÅ›ciÄ… mojej garderoby. Po tygodniu nie pamiÄ™taÅ‚ nawet jak wyglÄ…daÅ‚a sukienka za trzy tysiÄ…ce dwieÅ›cie i czy nadal jest w mojej szafie. Wydawanie przeze mnie pieniÄ™dzy na ubrania traktowaÅ‚ jako zÅ‚o konieczne. Po roku uzbieraÅ‚am już niezÅ‚Ä… sumkÄ™. CzekaÅ‚am tylko na odpowiedni moment. I taki nadszedÅ‚. Oskar wybieraÅ‚ siÄ™ na trzydniowe sympozjum organizowane przez Rady Adwokackie.  Za trzy dni bÄ™dziemy już z Mateuszkiem daleko i nigdy nas nie znajdzie – pomyÅ›laÅ‚am.
            I pewnie by tak byÅ‚o, gdyby nie odwieczne prawo Murphiego. ByliÅ›my już na rogatkach miasta. Nie byÅ‚o ruchu, pora byÅ‚a wczesna, zatrzymaliÅ›my siÄ™ na czerwonym Å›wietle. I wtedy wÅ‚aÅ›nie ten pijany dupek wjechaÅ‚ w nas swoim dwudziestoletnim Volvo. Mateuszkowi nic siÄ™ nie staÅ‚o, byÅ‚ w foteliku i dokÅ‚adnie przypiÄ™ty pasami. W moim BMW wystrzeliÅ‚y wszystkie poduszki. Uderzenie z tyÅ‚u byÅ‚o jednak tak silne, że mój fotel po prostu siÄ™ zÅ‚amaÅ‚ i poleciaÅ‚am do tyÅ‚u uszkadzajÄ…c sobie krÄ™gosÅ‚up. Przybyli na miejsce ratownicy, zaÅ‚ożyli mi koÅ‚nierz ortopedyczny i przewieźli na ostry dyżur. Mój mąż pojawiÅ‚ siÄ™ tam po dwóch godzinach od wypadku. RozmawiaÅ‚ z lekarzami, gdzieÅ› telefonowaÅ‚. Wszystko to widziaÅ‚am przez szybÄ™. Później wszedÅ‚ do mojego boksu, nachyliÅ‚ siÄ™ nade mnÄ… i wycedziÅ‚ przez zÄ™by „Nigdy go już nie zobaczysz. To koniec”.
            Nazajutrz odwiedziÅ‚a mnie policja, spisali moje zeznania, oÅ›wiadczyli że tamten facet, to znaczy sprawca wypadku, byÅ‚ pod wpÅ‚ywem alkoholu, że trwajÄ… jeszcze czynnoÅ›ci wyjaÅ›niajÄ…ce, ale można już stwierdzić, że to byÅ‚a jego wina. Po poÅ‚udniu przyszedÅ‚ neurolog. ZbadaÅ‚ mnie i obejrzaÅ‚ wyniki tomografii. ZleciÅ‚ jakieÅ› kroplówki i zastrzyki przeciwbólowe. Chociaż tak naprawdÄ™ nic mnie nie bolaÅ‚o, no może troszkÄ™, przy jakichÅ› gwaÅ‚townych ruchach. StwierdziÅ‚, iż stan mojego krÄ™gosÅ‚upa jest na tyle poważny, że bÄ™dÄ™ musiaÅ‚a jeszcze kilka dni zostać w szpitalu, zrobić dodatkowe badania i wybrać zastrzyki.
Na drugi dzieÅ„ poczuÅ‚am siÄ™ gorzej. MiaÅ‚am wymioty i ogólne osÅ‚abienie. PodÅ‚Ä…czyli mi kolejne kroplówki. CzuÅ‚am siÄ™ źle. Rankiem przyszÅ‚a znowu policja, żeby ze mnÄ… porozmawiać. WyjaÅ›niÅ‚am że wszystko już powiedziaÅ‚am tamtym policjantom, którzy przesÅ‚uchiwali mnie w dzieÅ„ po wypadku. Ale oni nie odpuszczali i zadawali mi wciąż nowe pytania. ByÅ‚am rozdrażniona. Z tego co mówili, to ja ponosiÅ‚am winÄ™ za spowodowanie wypadku, to ja byÅ‚am pod wpÅ‚ywem alkoholu, to ja wjechaÅ‚am w tamto Volvo. WpadÅ‚am w szaÅ‚. Nie wiem, może to te leki, które mi podawali, ale zaczęłam na nich wrzeszczeć, ubliżać im i wymachiwać rÄ™koma. Na to wszystko wpadÅ‚a pielÄ™gniarka z wielkÄ… strzykawkÄ… i wcisnęła jej zawartość bezpoÅ›rednio w dren prowadzÄ…cy do mojej żyÅ‚y. WiÄ™cej nie pamiÄ™tam.
Po kilku dniach przeniesiono mnie na oddział psychiatryczny. Diagnoza była jednoznaczna:
„Schizofrenia paranoidalna. Urojenia o charakterze przeÅ›ladowczym. Objawy wystÄ…piÅ‚y na skutek silnej traumy i stresu pourazowego. Chora powinna być hospitalizowana w zakÅ‚adzie zamkniÄ™tym. SkÅ‚onnoÅ›ci samobójcze”…

            ZaczÄ™li mnie faszerować prochami. WÅ‚aÅ›nie wtedy przestaÅ‚am siÄ™ nad czymkolwiek zastanawiać. PrzestaÅ‚o mnie to wszystko obchodzić. Potem sÄ…d zdecydowaÅ‚ o umieszczeniu mnie tutaj, w ZamkniÄ™tym ZakÅ‚adzie Psychiatrycznym…

​

***

​

            Ta nowa wciąż Å›pi, pomyÅ›laÅ‚a. Ciekawe co jej dajÄ…?
„Adelajda”. Co to za imiÄ™? Jest chuda jak szczapa i chyba ma anemie. W dodatku nie zjadÅ‚a zupy. Musi jeść. JeÅ›li chce przeżyć w tym miejscu, musi być silna.
            SkoÅ„czyÅ‚am szczotkować wÅ‚osy i odÅ‚ożyÅ‚am szczotkÄ™. PoÅ‚ożyÅ‚am siÄ™ na Å‚óżku i zaczęłam wnikliwie przyglÄ…dać siÄ™ Adelajdzie Å›piÄ…cej naprzeciwko.
            ByÅ‚a taka mizerna, taka wÄ…tÅ‚a. Jej krótkie, platynowe wÅ‚osy byÅ‚y w totalnym nieÅ‚adzie, matowe, zmierzwione i posklejane. OdzwierciedlaÅ‚y dokÅ‚adnie stan jej duszy. Bladość twarzy podkreÅ›laÅ‚y wielkie siÅ„ce pod oczami. Jej chude ramiona poruszaÅ‚y siÄ™ rytmicznie. OddychaÅ‚a spokojnie. ÅšniÅ‚a swój narkotyczny sen…
            Jutro Zofia ciÄ™ uczeszÄ™ i umalujÄ™, może wtedy zaczniesz wyglÄ…dać jak czÅ‚owiek. I na pewno poczujesz siÄ™ lepiej, pomyÅ›laÅ‚am i od razu poczuÅ‚am przyjemne ciepÅ‚o rozchodzÄ…ce siÄ™ promieniÅ›cie od serca aż po najdalsze obszary ciaÅ‚a i Å›wiadomoÅ›ci.

            W nocy kilka razy wstawaÅ‚am, by sprawdzić czy z AdelajdÄ… wszystko w porzÄ…dku.
W sali caÅ‚y czas Å›wieciÅ‚a siÄ™ nocna lampka, jej wÄ…tÅ‚y blask wypeÅ‚niaÅ‚ wnÄ™trze. W tym żóÅ‚tym bladym Å›wietle, odrobina krwi Å›ciekajÄ…ca z jej nosa na poduszkÄ™, wyglÄ…daÅ‚a jak cienka stróżka gÄ™stej smoÅ‚y, spÅ‚ywajÄ…cej z rynny, Å›wieżo posmarowanego dachu, na jasnÄ… pÅ‚ytÄ™ chodnikowÄ…. Adelajda leżaÅ‚a na boku i oddychaÅ‚a spokojnie. OtarÅ‚am jej twarz chusteczkÄ…, po czym podsunęłam jÄ… sobie pod nos…
            UwielbiaÅ‚am ten zapach. Wyrazisty, metaliczny, może trochÄ™ mdÅ‚y, zapach krwi. PrzywodziÅ‚ na myÅ›l najlepsze wspomnienia. Do dziÅ› pamiÄ™taÅ‚am wszystko dokÅ‚adnie, ze szczegóÅ‚ami. PielÄ™gnowaÅ‚am te wspomnienia. Co dzieÅ„, kÅ‚adÄ…c siÄ™ spać, zamykaÅ‚am oczy i przypominaÅ‚am sobie wszystko jeszcze raz. KażdÄ… chwilÄ™, każdÄ… minutÄ™ a nawet sekundÄ™ nauczyÅ‚am siÄ™ przeżywać tak, jakby to dziaÅ‚o siÄ™ tu i teraz.
            NaciÄ…gnęłam koc na wÄ…tÅ‚e ramiona Adelajdy i poÅ‚ożyÅ‚am siÄ™ z powrotem do Å‚óżka.
Zamknęłam oczy. CzuÅ‚am w dÅ‚oni twardÄ… rÄ™kojeść kuchennego noża. WidziaÅ‚am jego twarz, zapuchniÄ™tÄ…, uÅ›miechniÄ™tÄ… twarz alkoholika, który tak naprawdÄ™ nie wierzyÅ‚, że jestem gotowa to zrobić. A jednak byÅ‚am. DokÅ‚adnie pamiÄ™taÅ‚am wyraz jego twarzy, kiedy ostrze zagÅ‚Ä™biaÅ‚o siÄ™ aż po rÄ™kojeść w jego brzuchu. Jego szeroko otwarte oczy, pytajÄ…ce „dlaczego”?
Dobrze wiedziaÅ‚ sukinsyn dlaczego. PamiÄ™taÅ‚am nawet smród, jaki buchnÄ…Å‚ z jego trzewi, kiedy obróciÅ‚am  i wyszarpnęłam nóż, by zadać kolejny cios. I zapach krwi, ten subtelny zapach uchodzÄ…cego życia. PoÅ›ciel caÅ‚a przesÄ…czona byÅ‚a krwiÄ…. Moja piżama, rÄ™ce, uda… SiedziaÅ‚am na nim okrakiem i czekaÅ‚am aż życie ujdzie z niego do reszty. PiÄ™cioma dziurami w brzuchu, razem z krwiÄ… i cuchnÄ…cÄ… zawartoÅ›ciÄ… jelit, życie uchodziÅ‚o z niego bardzo powoli. PatrzyÅ‚am w jego oczy, chyba nawet nie mrugnęłam, bo spojówki paliÅ‚y żywym ogniem. Nie chciaÅ‚am stracić nawet uÅ‚amka sekundy z tej sceny. W koÅ„cu jego oczy zgasÅ‚y, pozostaÅ‚y otwarte, ale zgasÅ‚y nie pytajÄ…c już o nic, bo wszystko byÅ‚o jasne. I w tedy to poczuÅ‚am. To byÅ‚o uczucie trudne do opisania. CoÅ› na ksztaÅ‚t speÅ‚nienia, wyzwolenia, ulgi. To byÅ‚ orgazm. Orgazm jakiego jeszcze nigdy nie doÅ›wiadczyÅ‚am. Nigdy z żadnym mężczyznÄ…, ani kobietÄ…. SiedziaÅ‚am okrakiem na podziurawionych, zakrwawionych zwÅ‚okach swojego faceta i przeżywaÅ‚am orgazm, Najwspanialszy orgazm w swoim życiu…

            Tak miaÅ‚o być. Wszystko uÅ‚ożyÅ‚o siÄ™ jak scenariusz filmowy. Najpierw ten wypadek. Od zawsze jeździÅ‚ po pijaku. MiaÅ‚ wiele szczęścia, tym razem też, bo okazaÅ‚o siÄ™, że ta laska, która wjechaÅ‚a w niego swoim BMW, też byÅ‚a pijana. SkoÅ„czyÅ‚o siÄ™ na przesÅ‚uchaniu i zatrzymaniu prawa jazdy. To byÅ‚a ewidentnie jej wina. On miaÅ‚ tylko poÅ‚amane kulasy.
Może byłoby lepiej dla niego, gdyby go wtedy zapuszkowali? Miał marne ubezpieczenie więc następnego dnia wypisali go ze szpitala. Z kulasami w gipsie nie był w stanie mnie uderzyć.
CaÅ‚ymi dniami leżaÅ‚ w barÅ‚ogu i co chwile miaÅ‚ inne zachcianki. Piwo mu już nie wystarczaÅ‚o. MiaÅ‚ ochotÄ™ na coÅ› wiÄ™cej. A ja zapieprzaÅ‚am na dwóch etatach by na to cholerne piwo zarobić. W dodatku musiaÅ‚am jeździć autobusami, bo nasze Volvo poszÅ‚o na zÅ‚om a nie byÅ‚o ubezpieczone. Tego wieczoru, gdy podawaÅ‚am mu piwo, zÅ‚apaÅ‚ mnie za nadgarstek tak mocno, że aż krzyknęłam z bólu. LubiÅ‚ to. UwielbiaÅ‚ sprawiać mi ból. To go podniecaÅ‚o. SpojrzaÅ‚ na mnie w ten sposób, jakby mówiÅ‚ – „DziÅ› ty bÄ™dziesz na górze”. PrzyciÄ…gnÄ…Å‚ mnie do siebie.

            – A otwieracz? – wyszeptaÅ‚ przez zaciÅ›niÄ™te zÄ™by, wciąż Å›ciskajÄ…c mój nadgarstek.

            PuÅ›ciÅ‚. WróciÅ‚am do kuchni po otwieracz. Na blacie leżaÅ‚ spory kuchenny nóż o drewnianej rÄ™kojeÅ›ci. Jego nierdzewne ostrze poÅ‚yskiwaÅ‚o chÅ‚odnym blaskiem w Å›wietle kuchennej jarzeniówki. Wzięłam otwieracz z szuflady i zawahaÅ‚am siÄ™ tylko przez uÅ‚amek sekundy, po czym chwyciÅ‚am nóż za rÄ™kojeść, byÅ‚a ciepÅ‚a i przyjemnie leżaÅ‚a w dÅ‚oni, ostrze ukryÅ‚am w rÄ™kawie piżamy…

​

***

​

            – Adelajda Ferenc! ProszÄ™ po leki.

            – Zofia GaÅ‚ek! Leki proszÄ™.

[…]

Wróć

bottom of page