Przemysław R. Cichoń
Pamięć
Teraz trakt jest gładki jak stół i asfaltowy, a koła wozów są gumowe i pompowane.
A same wozy przejeżdżają tak szybko, że nie sposób się im nawet przyjrzeć. Pamiętam jeszcze czasy, gdy wozy na drewnianych kołach, okutych stalowymi obręczami, przetaczały się po brukowanym otoczakami, kamiennym trakcie, ciągnione przez zaprzężone do nich woły. Uwielbiałem się im przyglądać, jak co tydzień ciągnęły do grodu na targ, wyładowane po brzegi towarami. Czasami również przejeżdżały tędy kolorowe cygańskie tabory. Stawali obozem a wtedy palili ogniska, śpiewali, biesiadowali prawie do rana a piękne cyganki tańczyły z tamburynami w blasku ognisk i księżyca. Ciągnęli też tędy pątnicy, by oddać pokłon Najświętszej Panience. Niektórzy nawet na kolanach. Inni się biczowali, jeszcze inni modlili na głos. Raz traktem przejeżdżała cała chorągiew husarii. Rota była liczna, ze stu pięćdziesięciu okutych w stal, skrzydlatych konnych a za nimi jeszcze trzystu ciurów
z wozami i tobołami. A pewnego roku to nawet sam Kościuszko tędy zmierzał ze swym oddziałem kawalerii. Jakże on się pięknie prezentował, i te pióra przy rogatywce. A za nim cały szwadron kawalerii. Każdy ułan, niczym heros z szabelką u boku, w siodle, wyprostowany, na bój za wolność ojczyzny zmierzał. A za nimi Kosynierzy pod wodzą Slawskiego. Co tu gadać, trochę się tu działo przez te parę lat. Nawet sam Bonaparte tędy,
z Księstwa warszawskiego zmierzał na wojnę z ruskimi. Pozmieniało się tu trochę. Wszystko jakoś tak szybko przemija. Coraz mniej jest do podziwiania. Coraz mniej ludzi. Czasami tylko przysiądzie na mnie jakaś zdrożona autostopowiczka. Tyle mi z tego życia jeszcze zostało na marną pociechę. Właściwie, jakiego życia? Przecież jestem tylko przydrożnym kamieniem.